Po drodze z lotniska spotykamy Włocha i Amerykanina. Udajemy sie z nimi pod pierwszy adres hotelu z przewodnika. Warunki są słabe za to atmosfera typowo "backpakerska". Jesteśmy bardziej wymagający i za tą samą cenę co piętrowe łóżko w dormitorium znajdujemy za rogiem czysty pokój z łazienką i klimatyzacją. Włoch planuje wejście i zejście na Kota Kinabalu ciągu 4 godzin. Normalnie zajmuje to forsowne 2 dni z noclegiem w połowie drogi. Coraz mniej osób decyduje się jednak na ten wariant z powodu koszmarnie drogiego noclegu i fatalnych warunków w schronisku Laban Rata (brak ogrzewania i gorących pryszniców przy temp. w nocy ok. 0 st.). Choć Włoch zaraża entuzjazmem my zdecydujemy jutro na miejscu. Wbrew temu co piszą przewodniki prycz w schronisku nie brakuje.
W tle po lewej Góra Kinabalu |
W wodzie też nie jest bezpiecznie. Pływamy wśród ławic kolorowych rybek. Co bardziej bojowe podpływają i kąsają nas w nogi.
Jak na razie nie było o jedzeniu. Ale wiadomo Malezja jest pod tym względem nie do pobicia. Nasze wczorajsze odkrycie to czekoladowo - mleczny koktail z duriana ("durian delight"). Durian w wersji surowej nieprzyjemnie pachnie, w naszm hotelu wisi nawet tabliczka zabraniająca wnoszenia go do środka. Koktail to jednak co innego.
Informacje praktyczne. 1 RM (ringitt) = ok. 1 zł. Pokój w hotelu City Inn - 60 RM, smaczny obiad - 7 RM, duży homar - 90 RM!, koktail z durianem - 6 RM, piwo 0.33 - od 5 RM (knajpa filipińska) do 11 RM (na wyspie), wycieczka na wyspy w Parku Narodowym Tunku Abdul Rahman - 50 RM (łódź, opłaty, podatki za 1 os), wejście na Górę Kinabalu (2 dni 1 nocleg - z kosztem noclegu, podatkiem, wyżywieniem, przewodnikiem - czyli opłatami których teoretycznie nie można uniknąć) - 1235 RM! (przy 2 osobach).
Super relacja... My 26 lutego ladujemy w Kuala Lumpur, a 27 mamy lot do Kota Kinabalu. Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuń