Wyspa Siquijor jest mało turystyczna w porównaniu z Boracay. Wybraliśmy ją by kilka dni spędzić w spokoju. Jednak już po dwóch dniach leżenia na leżakach i gapienia się w morze (płytka woda i rafy nie sprzyjały kąpieli) zaczęliśmy się nudzić. W internetowej promocji Cebu Pacific kupiliśmy bilety lotnicze do Manili, chcąc ostatnie dni na Filipinach spędzić w górzystym, północnym Luzonie.
Najpierw jednak kolejna po Siquijor wyspa - Bohol. Dla odmiany teraz mieszkamy w środku dżungli w chatach nad rzeką Loboc (Nuts Huts). Miejsce jest wspaniale położone, ale coś za coś, by tam dotrzeć trzeba iść ok. kilometra po kamienistej ścieżce, a następnie zejść nad rzekę pokonując ponad dwieście schodów. Prowadzący interes Belgowie są bardzo proekologiczni, niestety klimat miejsca psują przepływające co kilka minut wycieczkowe statki z głośnym karaoke. Filipińczycy też zwiedzają dżunglę ale robią to na swój własny sposób.
|
Chata nad rzeką na wyspie Bohol |
|
|
Mordercze schody w środku dżungli |
Jednak Bohol bardzo nam się podoba. Lokalnym transportem robimy wycieczki na Czekoladowe Wzgórza (przereklamowane zielone kopce) i do ośrodka wyraków (maleńkich ssaków o wielkich nieruchomych oczach). Spotykamy czworo sympatycznych Polaków z Londynu, z którymi spędzamy dwa miłe wieczory. Pozdrawiamy!
|
Czekoladowe wzgórza okazały się zielonymi kopcami |
|
Wyrak (tarsier) |
|
W rzece Lobok (prawie jak wyrak) |
|
|
|
|
|
|
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz