Są też drogie restauracje nastawione na japońskich turystów, wieżowce i centra handlowe sąsiadujące z uliczkami slamsowatych domów. Widzimy wiele żebrzących dzieci i ulicznych handlarzy.
Uliczka w Malate, po lewej nasz hotel |
Wieczorem idziemy na spacer. Celem jest restauracja specjalizująca się w owocach morza z grilla. Na nadmorskim bulwarze podchodzi do nas kobieta potrząsająca metalowymi grzechotkami i mamrocząca dziwne słowa. Uciekamy przed czarami miejscowej wiedźmy. Zdaje się jednak, że klątwa częściowo zadziałała. Po wyjściu z restauracji dopada nas tropikalna ulewa. Na ulicach woda sięga po kostki, a my kryjemy się pod jakimś daszkiem. Z beznadziejnej sytuacji ratuje nas mała, szczelnie zadaszona riksza. Półnagi kierowca oferuje podwiezienie. Niestety klątwa chyba nadal działa bo w połowie drogi łapiemy gumę. Kiedy wysiadamy ... deszcz nagle przechodzi. Uff, wystarczy tych cudów. Wracamy piechotą do hotelu gdzie na tarasie trwa impreza z grillem. Sympatyczna obsługa serwuje tanie piwo. Zapowiada się ciekawie. Filipiny chyba będą OK.
Komunikacja miejska, czyli kalesa i jeepney |
Popularnym środkiem transportu są też trójkołowe riksze. Ciężko jednak z takiej pracy zapewnić rodzinie dach nad głową. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz