Omijamy pośredników i w tę „epicką” podróż (jak piszą w przewodniku) jedziemy na własną rękę. Najpierw SkyTrain w okolice dworca autobusowego (35B), autobus miejski (12B) i dalekobieżny do granicy (180 B). W końcu po 5 godz. zatrzymujemy się na nocleg w Aranyi (Hotel Mob - dobre warunki - 380B). Rano bierzemy tuk-tuka do granicy (80 B) i zaczyna się…
Przejście to słynęło z notorycznego oszukiwania turystów. Teraz nie jest tak źle, ale są trzy miejsca, na które trzeba uważać.
1. "Lewy” punkt wyrabiania wiz kambodżańskich po tajskiej stronie. Tam właśnie zawozi nas tuk-tuk. Należy ominąć gości mówiących, że tylko tu można dostać wizę. To naciągacze.
2. Po kambodżańskiej stronie w faktycznym biurze wizowym panowie w mundurach życzą sobie odpłaty w tajskich Bhatach po nieaktualnym kursie. Cena wizy to 20$, czyli ok. 600 B, a nie 800 B jak mówią. Dodatkowo proszą o 100 B za „wklejenie zdjęcia” na wniosek wizowy. My z uśmiechem pokazaliśmy palcem na wiszącą nad okienkiem tabliczkę z ceną i to wystarczyło by dali nam spokój. W zamian dostaliśmy jednak paszporty z tajemniczym białym znaczkiem (płacący ekstra tego nie mieli). Na wszelki wypadek zeskrobaliśmy go stojąc w kolejce po ostatecznego stemplowania – już po minięciu strefy wielkich kasyn.
3. Po szczęśliwym przejściu na stronę „właściwej” Kambodży wpada się w łapy pośredników transportowych, czyli w trzecią pułapkę na turystów. Do przejechania jest jeszcze 160 km do Siem Reap i trzeba sobie zorganizować transport. Należy zignorować „darmowy” autobus jadący na turystyczny dworzec. Widzieliśmy ten dworzec – znajduje się kilka kilometrów za miastem. Gdy dacie się tam wywieźć, będziecie musieli zgodzić się na drogi turystyczny autobus lub „podkręconą” taksówkę. Tymczasem wystarczy nie dać się zagadać i po prostu przejść kilkadziesiąt metrów wzdłuż głównej ulicy. Co chwila podchodzi jakiś niezależny taksówkarz, a cena spada wraz z odległością od przejścia. My dojechaliśmy za 1000 B (na cztery osoby). Od kiedy powstałą nowa droga, tę 5 godzinną kiedyś trasę pokonuje się w 2 godziny.
Zadowoleni z łatwego dotarcia pod Angkor |
Na przejściu spotykamy Polaków mieszkających w Chinach – Dominikę i Tobiasza. Są kopalnią wiedzy o języku i kulturze tego kraju i bardzo zachęcają nas do jego odwiedzenia. Wspólna podroż upływa błyskawicznie.
W Kambodży w styczniu jest pełnia sezonu i hotele polecane w przewodnikach są z reguły zajęte. Tak właśnie jest tym razem. Znajdujemy jednak inne przyzwoite i tanie miejsce, obok placu budowy, która prawdopodobnie odstraszyła innych chętnych (10 $, klima, TV, ciepła woda).
W Kambodży w styczniu jest pełnia sezonu i hotele polecane w przewodnikach są z reguły zajęte. Tak właśnie jest tym razem. Znajdujemy jednak inne przyzwoite i tanie miejsce, obok placu budowy, która prawdopodobnie odstraszyła innych chętnych (10 $, klima, TV, ciepła woda).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz