Zmęczeni tłumami turystów po 3 dniach ruszamy dalej wzdłuż kambodżańskiego wybrzeża. Kep to bardzo rozległe, widmowe miasteczko. Kiedyś było zamieszkiwane przez bogatych francuskich kolonistów. Dziś straszą w nim puste place i wypalone skorupy ich willi.
Kep słynie z krabów. Przy głównym rondzie jest nawet pomnik wielkiego kraba. Z kolei w pobliskim Kampocie znajdują się cenione przez paryskich restauratorów plantacje pieprzu. Zachęceni tym bierzemy motorikszę (3$ w obie strony) i jedziemy na Crab Market. Zamawiamy talerz krabów w zielonym pieprzu (5$ za talerz dla 2 osób). Jedzenie jest rewelacyjne, zjadamy nawet gałązki pieprzu i oblizujemy pyszny sos.
Zostajemy tu na jeden nocleg i następnego ranka małą łodzią płyniemy na Rabbit Island (20 min, 16$ za łódź w obie strony). Bilet kupujemy w sklepie obok przystani – jest taniej niż w głównym okienku.
Informacje praktyczne: turystyczny mikrobus Sikhanoukville-Kep - 7$, hotel Rega w Kep – 12$ (godny polecenia, pokój z wiatrakiem), duży talerz grillowanych krewetek – 6,2$, kraby w zielonym pieprzu – 5$ (ale już 7$ w miejscu wymienionym w przewodniku LP).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz