Dni 181-189: Nowa Zelandia – Wyspa Południowa (2–10 V 2012)

Dzień 1/181 (dni w Nowej Zelandii /od początku podróży): Christchurch (2 V 2012)




Nasza trasa w NZ

Lot z gorącego Sydney trwa ponad 3 godziny. Lecimy linią Virgin, promocyjna cena za ten dość krótki odcinek to 200 AUD/osobę.  Nowa Zelandia wita nas mżawką. Jest tu późna jesień, temperatura w granicach 12 C.
Nie był najlepszy czas na wizytę w tym mieście. Centrum leży w gruzach po trzęsieniu ziemi z 2011 roku.  Nie jeździ zabytkowy tramwaj. Sklepy przeniosły się do kolorowych kontenerów. Nawet miejsca, które przetrwały kataklizm zostały zamknięte ze względów bezpieczeństwa.  Toczy się burzliwa debata o celowości odbudowy anglikańskiej katedry (kościół jest przeciw, to mieszkańcy chcą odbudować symbol miasta).  Miasto znane w wczesnych filmów Petera Jacksona przestało istnieć, niezmieniona pozostała jedynie rzeczka płynąca leniwie przez park.

Informacje praktyczne: 1 NZD = 2.5 PLN. Jailhouse accomodation – hostel w byłym więzieniu, Przytulne cele z piętrowymi pryczami za 80 NZD/pokój 2 os, dojazd z lotniska do centrum – shuttle bus – 29 NZD/2 os.



Dzień 2/182: Jezioro Tekapo (przejechany dystans: 225 km) (3 V 2012)

Rano odbieramy samochód z Juicy Rentals. (http://www.jucy.co.nz/). Z wypożyczeniem nie ma żadnego problemu, mimo że nie mamy rezerwacji. Cena to 25NZD/dziennie, razem 380 NZD za 15 dni z minimalnym ubezpieczeniem. Polecamy taki sposób transportu, drogi są dobrze utrzymane i niezatłoczone. W dodatku za każdym zakrętem pojawia się inny, nieoczekiwany krajobraz. Ciężko zdążyć tu na czas, jest tyle pokus do zatrzymania i robienia zdjęcia.
Pod wieczór dojeżdżamy do sympatycznego domku, w którym urządzony jest hostel (70 NZD za twin bed).  Kilkoro turystów z całego świata krząta się w dużej kuchni. Niedługo i my dołączamy z własnym makaronem, fasolką i gotowanymi małżami (przysmak z lokalnych supermarketów).

Z noclegami w NZ (przynajmniej o tej porze roku) nie ma najmniejszych problemów. W pierwszym hostelu dostajemy darmową książeczkę BBH z adresami, mapkami i cenami (http://www.bbh.co.nz/).  Każdy z niewielkich, rodzinnych hosteli ma dobrze wyposażoną kuchnię, jadalnię, salę telewizyjną. Tylko Wi-fi zazwyczaj jest za dopłatą.



Dzień 3/183: Jezioro Tekapo –  Góra Cooka /Aoraki (108 km) (4 V 2012)

Już poprzedniego dnia pięknie się wypogodziło. Dziś od rana świeci słońce, a powietrze jest niezwykle przejrzyste. Mamy szczęście, bo taka pogoda utrzyma się przez kilka dni, kiedy oglądamy najpiękniejsze rejony wyspy południowej. 
Dzień zaczynamy od wycieczki na górę John z pięknym widokiem na jezioro, łąki i ośnieżone szczyty. Nad jeziorem znajduje się mały kościół Dobrego pasterza. Zamiast malowideł za ołtarzem jest panoramiczna szyba z widokiem gór.  Jest też pomnik psa pasterskiego, dzięki którym była tu możliwa hodowla owiec.
Wieczorem docieramy do Backpackers Lodge w Aoraki. Płacimy po 38NZD za osobę (w pustym czteroosobowym dormitorium, z ogrzewaniem i pachnącą łazienką).



Dzień 4/184:  Góra Cooka – Queenstown (283 km) (5 V 2012)

Idziemy na czterogodzinny treking do Hooker Valley, dochodząc do jeziora przylegającego do lodowca Tasmana.  Po jeziorze pływa kra i języki lodu. Przed nami wyłania się najwyższy szczyt NZ - góra Cooka (3754 m).  
Po powrocie jeszcze rzut oka na muzeum Sir Edmunda Hillarego, który w tym regionie trenował przed wspinaczką na Everest. Muzeum, podobnie jak i parki narodowe jest darmowe, płaci się tylko za opcjonalny pokaz filmów dokumentalnych (16 NZD).
Po dniu pełnym wrażeń wieczorem dojeżdżamy do Queenstown. Nocujemy w Bungy Baackpackers (59 NZD/2 os), pokój jest mały i bez łazienki, ale miejsce z dużą świetlicą, kuchnią, jadalnią i fajnym klimatem).



Dzień 5/185:  Queenstown (droga przez Te Anau do Millford sound -295 km) (6 V 2012)

Queenstown to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widzieliśmy. Urocze małe miasteczko nad jeziorem otoczone górami. To mekka dla uprawiających turystykę ekstremalną (tu z mostu Kawarau wykonano pierwsze skoki bungy, obecna cena - 180 NZD).
Przed nami droga do Millford Sound. Długa, trudna i kręta - jednak wyjątkowo piękna, a może nawet najpiękniejsza, jaką dotąd jechaliśmy. 
Nocujemy (znów bez rezerwacji) w Millford Sound Lodge (pokój przypomina kontener socjalny, cena 75 NZD). Do łazienki daleko a na dworze zimno, ale w wielkim lobby mają do dyspozycji gości gitarę i pianino.



Dzień 6/186:  Millford Sound – Dunedin (410 km) (7 V 2012)

O 9.45 Wyruszamy w rejs. Dzięki karcie z wypożyczalni Jucy mamy jeden bilet za darmo (cena rejsu to 65 NZD/2 os, normalnie tyle płaci jedna).  Rejs trwa półtorej godziny i pozwala zobaczyć z bliska fiord i górujący nad nim Mitre Peak (1692 m). Wśród atrakcji jest zmoczenie wodą z wodospadu i złapanie choroby morskiej na falach Morza Tasmana.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się w kilku miejscach, polecamy Chasm (otwory w skale wyrzeźbione przez rzekę) i okolicę tunelu Homera (drążony przez 5 mieszkających w namiotach śmiałków). 
Przez prawie całą drogę mamy wspaniałą pogoda i widoki! Wieczorem dojeżdżamy do Dunedin. Śpimy w Chalet Backpackers (60NZD), hostelu przerobionym ze starego szpitala, w którym podobno straszy.



Dzień 7/187:  Dunedin – Półwysep Otago – Oamaru (178 km) (8 V 2012)

Dunedin to ładne, uniwersyteckie miasto, położone na stromych wzgórzach. Koniecznie trzeba zobaczyć stary dworzec kolejowy.  Jedziemy na drugą stronę zatoki na półwysep Otago. Znajduje się tam kolonia albatrosów i pingwinów. Niestety ich nie widzimy. Jesteśmy na wysokim osuwającym się klifie i nie bardzo jest jak zejść na plażę.

Liczymy, że zobaczymy jeszcze pingwiny trochę dalej - w Oamaru. Kolejna kolonia znajduje się w pobliżu tego miasta, a pingwiny lubią wieczorem robić sobie przechadzki po ulicach. Na informacji turystycznej w centrum są wywieszane orientacyjne godziny ich przemarszu. 

Po dotarciu do hotelu (Swaggers, prywatny dom– 70 NZD) właścicielka bez słowa pakuje nas do samochodu i wiezie na promenadę. Pokazuje miejsce gdzie wieczorem po 22 mają pokazać się pingwiny. Widzimy nawet jednego kryjącego się pod ławką.  Niestety był to jedyny pingwin, jakiego tego dnia zobaczyliśmy. Zaliczyliśmy za to nocny spacer po ciemnych nadmorskich zaułkach.


 
Dzień 8/188: Oamaru – Kaikura  (432 km) (9 V 2012)

Atrakcją po drodze do Kaikury są Moeraki builders – wielkie okrągłe głazy na plaży.
Wieczorem docieramy do Dusky Lodge (56NZD/2 os), zaczyna padać i robi się naprawdę zimno, na szczęście działa już ogrzewanie.



Dzień 9/189: Kaikura  (10 V 2012)

Zostajemy tu na dwie noce, trzeba trochę odpocząć od samochodu.  Rano idziemy na długą, pieszą wycieczkę wokół półwyspu.  Po drodze spotykamy dzieci na wycieczce szkolnej. Mimo deszczu i wiatru większość ma krótkie spodenki. Na ścieżce mijamy śpiące i niezwracające uwagi na ludzi foki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz