Dzień 26-27: Żegnamy Filipiny (29-30 XI 2011)

Kolejne dwa dni nieśpiesznie wracamy z gór, spędzając po 6 godzin w autobusach. Niezwykle malownicza droga wiedzie szczytami gór, osiagając momentami ponad 2500 npm. Nocujemy kolejno w Baguio (spore choć przyjemne miasto w górach) oraz Dau.
To ostatnie to tylko przystanek w pobliżu lotniska Clark położonego 70 km od Manili. Wybraliśmy go by nie wracać do tego miasta. Kiedyś mieściła się tu amerykańska baza lotnicza i do dziś jest to stolica filipińskiej prostytucji. W naszym hotelu (zresztą najczystszym i najporządniejszym jak dotąd) pokój wynajmuje się na godziny (3, 12 lub 24 z możliwością dodatkowej opłaty za każdą kolejną godzinę). Część klienteli wygląda na weteranów wojny wietnamskiej...

Dziś żegnamy Filipiny, kraj wielkich kontrastów ale też pogodnych i przyjaznych ludzi. Do plusów zaliczymy wspaniałe plaże, góry, powszechną znajomość angielskiego, niskie ceny (szczególnie używek). Minusy to fatalne jedzenie (tłuste, twarde, zwykle podawane z koścmi mięso; kwaśne glutowate zupy - do których schłodzenia dolewa się zimnej wody; wszechobecny ryż i lokalne kurioza np. jajo z zarodkiem - balut czy jednodniowe grillowane kurczaki jedzone w całości). 



"Gimbus" na górskiej drodze


Balut - tania (15 PHP) i pożywna przekąska


Informacje praktyczne: hotel Sogo w Dau (opłata za 15 godzin) - 980 PHP, hotel w Banaue (z łazienką i ciepłym prysznicem) - 600 PHP,
butelka 0.7l rumu Tanduay lub dżinu San Miguel - ok. 70 PHP, litrowa butelka piwa Red Horse - 63 PHP, obiad w miejscowym lokalu sieciowym - 100 PHP, obiad w droższej (nie znaczy lepszej) restauracji - 150-250 PHP. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz