Dziś dzień na zwiedzanie Manili. To przytłaczające megapolis, w którym tłoczy się 11 mln ludzi. Magda przeżyła kilka szoków:
1. Dzieci ulicy - małe 2-3 letnie dzieci bawiace się same na głównych ulicach. Obok sznur samochodów a one jakby nigdy nic nabierają błoto do plastikowej butelki i ... są szczęśliwe.
2. Manila ma 3 linie metra. Próbowaliśmy wsiąść do głównej z ich i po przepuszczeniu trzech pociągów poddaliśmy się. Tłumy, głównie młodzieży, ledwie mieściły się na peronie. Co ciekawe obsługa bez problemu zwróciła nam kaskę za bilety. Widać to tam normalne.
3. Uliczni sprzedawcy siedzący całymi dniami i nocami wzdłuż wiecznie zakorkowanych ulic. W smrodzie, spalinach, hałasie sprzedają chiński szajs.
4. Całe rodziny śpiące na ulicy - ich dom to kawałek tektury rozłożonej na chodniku.
5. I mimo wszystko - pogoda ducha Filipińczyków - zawsze roześmiani, skorzy do żartów, przyjacielscy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz