Dzień 46-47: Z Penangu do Tajlandii (19-20 XII 2011)

Po przylocie do Kuala Lumpur wsiadamy w luksusowy autobus (po 3 szerokie siedzenia w rzędzie) i ruszamy w stronę Tajlandii. Przystanek robimy na wyspie Penang, gdzie docieramy po północy. Szybki posiłek na ulicy i piwo na dobry sen (indyjski Kingfisher!).

Zostajemy na kolejny dzień i zwiedzamy Georgetown, stolicę wyspy która jest jedynym w swoim rodzaju tyglem kultur. Obok siebie żyją tu Malajowie, zasymilowani Chińczycy, Hindusi, Arabowie, a także dziesiątki innych nacji. Penang słynie też z fantastycznego jedzenia, każda kultura wniosła tu to, co miała najlepszego. W informacji turystycznej dostajemy specjalny przewodnik "Penang Food Trail" - zdjęcia najsłynniejszych potraw wraz z mapką gdzie je znaleźć. Próbujemy Fried Koay Teow (krótkie kluski smażone na woku z krewetkami w sosie czosnkowym z jakiem, kiełkami i wieloma innymi dodatkami), Hookien Mee, czy deseru Ice Kacang (słodka fasola, kukurydza i lody). Zwiedzamy muzeum, w którym każdej nacji poświęcono oddzielną salę. Włóczymy się po dzielnicy indyjskiej, słuchając z rzężących głośników bollywoodzkich przebojów. Obok starego centrum znajduje się wioska rybacka, gdzie domy i świątynie zbudowano na wodzie.
Od mojej wizyty w 2001 roku Penang sporo się zmienił. Wyspa obrosła w drogie hotele, apartamentowce i centra handlowe. Na szczęście mimo całej komercjalizacji w Chinatown dalej do późna w nocy rozstawiane są rowerowe kuchnie polowe, więc nie wszytko jeszcze stracone :)



Informacje praktyczne: hotel - 45 MYR (dwójka z klimą i umywalką), Fried Koay Teow - 4 MYR, Penang Laksa (zupka) - 4 MYR, autobus VIP KL-Penang - 45 MYR.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz