Dzień 124-127: Si Pha Don (4000 wysp), czyli prawie jak na Podlasiu (6–9 III 2012)

Wszyscy spotkani w Laosie podróżnicy zachwalali Si Pha Don, jako idealne miejsce do relaksu.  Położone przy granicy z Kambodżą tysiące małych wysepek na Mekongu (większość z nich to tylko kępa krzaków) faktycznie są dość urokliwe. Mekong w tym miejscu rozdziela się na wiele mniejszych strumieni, które przebijając się przez skały tworzą liczne wodospady. Rzeka czasami przypominała nam nasze Podlasie i przełom Bugu, tylko z dużą liczbą turystów z całego świata. 

Początkowo po bohaterskiej przeprawie lokalnym transportem z Champasak (na kubłach z farbą i workach z nawozami) trafiamy na największą z wysp - Don Khong. Jechał tam ostatni lokalny autobus i nie było wyboru. Ale nie żałujemy. Główna osada to jedna ulica nad rzeką z kilkoma niezłymi hotelemi i nadbrzeżnymi restauracjami. Idealne miejsce by oddawać się konsumpcji (ceny jedzenia a zwłaszcza napojów są bardzo niskie) i kontemplować leniwie płynącą rzekę.
 


 
W królestwie wody - wyspy na Mekongu
Kilka godzin nam wystarcza i następnego dnia ruszamy na kolejne wyspy. Po przeprawie przez Mekong łapiemy songthaew wypełniony po dach młodymi turystami (jest nawet jedna Polka). Oczywiście i dla nas znajduje się jeszcze miejsce.  Docieramy do Ban Nakasang – mieściny, z której odpływają łodzie. Po 30 minutach lądujemy na małej plaży na wyspie Don Det. Jest sporo plażowiczów, niektórzy próbują też pływać na dętkach. Teren jest gęsto zabudowany prostymi bungalowami i restauracjami. Chcemy znaleźć coś spokojniejszego. Idziemy najpierw ścieżką wzdłuż zachodniego brzegu. Jest tu brudno, śmierdzi, wkoło trwają mini-budowy, a bungalowy stojące na palach nad rzeką są bardziej niż skromne. Czyściej i ładniej jest na wschodnim brzegu. Jednak tam wszystkie fajniejsze miejsca (a mamy na myśli domek nieotoczony śmietnikiem i wyposażony w łazienkę) są zajęte. Ostatecznie znajdujemy coś w samej osadzie. Bungalow na werandę i dwa fajne hamaki. Wieczorem jednak jest głośno. Słychać, że wiele młodych osób przyjeżdża tu by się bawić.


Plan sytuacyjny Si Pha Don
Rower to najlepszy środek transportu, szkoda tylko że nie pływa
Typowa wioska na wyspach
Kolejnego dnia przenosimy się dalszą wyspę – Don Khon, połączoną z Don Det starym, francuskim mostem. Wreszcie znajdujemy to, czego szukaliśmy.  Ładny cichy bungalow, z łazienką i klimatyzacją. Jest tu też co oglądać. Pożyczamy rowery i objeżdżamy wyspę dookoła. Gruntowa ścieżka wiedzie przez las i małe wioski. Oglądamy dwa wspaniałe wodospady złożone z wielopiętrowych kaskad. Jest nawet zabytek techniczny. To pozostałości po jedynej w Laosie, kilkunastokilometrowej linii kolejowej. Zbudowali ją Francuzi pod koniec XIX w. by przerzucać towary przez nieżeglowny środkowy odcinek Mekongu.  Pierwszym ładunkiem na nowej linii kolejowej były dwa parowce. Na obu krańcach torów znajdują się dwa stare parowozy i bogata dokumentacja tych pionierskich czasów. 

Główna ulica na Don Khon
Jednym problemem na Don Khon jest tzw. opłata „klimatyczna” zbierana przy moście przez miejscową starszyznę – 20 000 K. Dokładnie nie wiadomo, za co się płaci i czy jest ona jednorazowa (jak powiedział nam właściciel hotelu), czy jednodniowa. Pobierający opłatę staruszek jest mało komunikatywny, a na pytania reaguje machaniem rękami i krzykiem. Codziennie są w tym miejscu awantury z turystami i wygląda, że nawet miejscowi mają go dość bo psuje im biznes. Posterunek opłat jest czynny tylko do godz. 17, zresztą można go łatwo ominąć wybierając boczną drogę (co też zrobiliśmy). 

 


Nasz wypasiony bungalow na Don Khon
 Generalnie zgadzamy się z innymi podróżnikami. Warto pojechać na Si Pha Don, ale polecamy udać się od razu na Don Khon. Można też wybrać się na Podlasie gdzie jest podobnie relaksowo, tylko turystów mniej. 

Informacje praktyczne: 

Wyspa Don Khong – największa, najbardziej elegancka, najcichsza
przejazd z Champasak do Don Khong: prom przez Mekong – 3 000 K, taksówka z Ban Muang do skrzyżowania – 20 000 K, autobus lokalny do Don Khong – 40 000K (wraz z promem, 2.5 godz), hotel Pon’s w Muang Khong– 100 000 (klima, TV, ciepła woda)

Wyspa Don Det – imprezowo - bacpackerska, hałaśliwa, dużo niskiej jakości hosteli
przejazd z Don Khong do Don Det – jest publiczna łódka o 8.30 za 40 000, dojazd niezależny jest bardziej skomplikowany: prom – 15 000 K/ os, songthaew do Ban Nakasang – 15 000 K, łódka na Don Det – 15 000 K, hotel Mister Tho – 50 000 K (nieszczególny, warunki spartańskie, wiatrak, łazienka, weranda z hamakami).

Wyspa Don Khon – najwięcej do zobaczenia, spokojnie, lepsze hotele.
przejazd z Don Det na Don Khon: charter songthaew – 15 000 K / os (za ok. 3 km do mostu), Hotel Pan’s – 150 000 K (ładny bungalow nad rzeką, z klimatyzacją, ciepła woda), wypożyczenie rowerów – 10 000 K / dzień.

1 komentarz:

  1. hej ho! "Jest nawet jedna Polka" serdecznie Was Drodzy Podróżnicy pozdrawia pod tym postem! Pozdrawiam z Turcji
    Paulina z San Khiao do Si Phan Don :D

    OdpowiedzUsuń