Dzień 114-116: Vang Vieng, kolonia „backpackerów” w Laosie (25-27 II 2012)

Vang Vieng to małe miasteczko, pięknie położone w połowie drogi miedzy Luang Prabang a stolicą, które zostało skolonizowane przez tzw. „backpackerów”.

Backpacker to jednak nie, jak może się niektórym wydawać, osoba podróżująca niezależnie z plecakiem, poszukująca autentycznych miejsc i kontaktu z inną kulturą. „Backpacker” to w tym przypadku młody turysta przyjeżdżający z kraju bogatego do kraju biednego po tanią rozrywkę, alkohol, ew. sporty ekstremalne i poszukujący przede wszystkim kontaktu z podobnymi do siebie osobnikami. 

Krajobraz na kilometr przed miasteczkiem
I krajobraz kawałek dalej
Po ciężkiej 7 godzinnej przeprawie przez góry w końcu tu docieramy.  Z głównej ulicy macha do nas roznegliżowana, pijana dziewczyna oraz grupka idących środkiem Wikingów z nagimi torsami. Z restauracji co chwila dochodzą salwy śmiechu. Początkowo myślimy, że to może efekt serwowanego tu specjalnego „happy menu”, o którym gdzieś czytaliśmy (potrawy z grzybkami i marihuaną), ale nie. To tylko śmiech z puszki z puszczanego w co drugiej knajpie serialu „Przyjaciele”.

'
"Leżąca" restauracja serwująca dobre jedzenie oraz ... serial Przyjaciele
Zawody w piciu laotańskiej whisky
Miejsc noclegowych są tu setki, jednak najatrakcyjniejsze bungalowy na wyspie są już zajęte.  Zostajemy w Domon Hotel, który ma duże i czyste pokoje. Niestety centralna lokalizacja w tym wypadku to spora „skucha”. Nasz pokój ma balkon wychodzący na główną ulicę oraz okna na boczny zaułek z restauracją. Otwieram te na ulicę, bo w restauracji dudni muzyka. Po północy impreza przenosi się jednak do baru pod naszymi oknami, trzeba więc zamknąć okna z jednej i otworzyć z drugiej strony. Nad ranem na odwrót, ulica się uspokaja, ale w restauracji zaczyna się skrobane brudnych garów i gniecenie puszek. Do tego piejące koguty atakujące z obu stron.  Kolejnej nocy bierzemy już pokój z drugiej strony z pięknym widokiem na góry i rzekę. Co prawda jest tam również Party Island, ale chwilami gra nawet fajna muzyka i trwa to jedyne do 2-3, więc nad ranem można już jakoś zasnąć.

Party Island za dnia
Nasze rozrywkowe koleżanki
Po południu jedziemy na tubing, czyli spływ rzeką na dętce od ciężarówki. Dętkę pożycza się za duże pieniądze od kartelu, który założyli mieszkańcy (i nazywają to fair trade).  Zostajemy wywiezieni 3 km w górę rzeki. W barach zbudowanych na przybrzeżnych platformach trwa już głośna impreza. Wchodzący dostają darmową whisky. Niewiele to kosztuje bo lokalna whisky Tiger jest tańsza niż piwo, a nawet woda (!).  Po shocie na odwagę pora do wody. Rzeczka jest płytka i w porze suchej płynie bardzo leniwie. Przynajmniej takie jest pierwsze wrażenie. Może być jednak mylące, o czym mogłoby poświadczyć 22 nieszczęśników, którzy utopili się tu w ciągu zeszłego roku.

Tubing polega głównie na powolnym dryfowaniu i przybijaniu do kolejnych barów. By to ułatwić ich obsługa rzuca wszystkim przepływającym linki zakończone butelką z wodą. Trzeba uważać i robić częste uniki by przypadkiem nie oberwać w głowę. W barach największą atrakcją są skoki do wody. Co lepsze bary są zaopatrzone w zjeżdżalnie, wysokie platformy oraz systemy lin i trapezów. Zabawa jest przednia, szczególnie, że skoki uprawiane są po kilku drinkach…

Tubing - od baru do baru
Z baru prosto do wody 
Impreza nad rzeką zaczyna się już ok. południ
Następnego dnia idziemy na długi spacer. Dobrze, że ta wesoła „backpackerska” kolonia kończy się po kilkuset metrach. Dalej jest już zwyczajny Laos.

Informacje praktyczne:  przejazd Luang Prabang – Vang Vieng VIP busem – 140 000 K (drogo, ale przynajmniej jest klima), hotel Domon w VV– 80 000 lub 100 000 K (drożej od strony rzeki, pokój z wiatrakiem), tubing – 55 000 K + depozyt 60 000 K (potrącają 20 000 K przy zwrocie dętki po godz. 18); stek z frytkami – 38 000, chicken laap – 25 000 K (mielone mięso z ziołami) + sticky rice, czyli lepki laotański ryż – 5000 K, Tiger whisky – 7000 K (butelka 0.7 l), butelka wody mineralnej 7000 – 10 000 K (1.5 l), piwo Beer Lao – 10 000 K, 1$ = 8000 K, 1 Euro=10 000 K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz