Dzień 128-130: Przez północno-wschodnią Tajlandię: Ubon Ratchathani - Nang-Rong (Phanom Rung) - Ayuthaya (10–12 III 2012)

Przyjazd z Laosu do Tajlandii jest małym szokiem. To jak przeprowadzka ze spokojnej, trochę zacofanej wsi do ruchliwego miasta. Już w niewielkim, przygranicznym Ubon wita nas wieczorny korek, kolorowe neony i zgiełk, od którego zupełnie odwykliśmy. 
Zaskoczeniem są problemy z dogadaniem się po angielsku. Nawet polecany hotel, w którym się zatrzymujemy, nie ma dającego się odczytać szyldu, a portier nie mówi po angielsku. Poza tym wszystko jest świetne. W Tajlandii standard usług turystycznych (przejazdy, hotele, restauracje) jest wyższy, a ceny niższe. Można też zjeść po 22, z czym w Laosie były problemy.

Naszym celem znów jest Bangkok, z którego wylatujemy do Indonezji. Trasę planujemy tak by zobaczyć najciekawsze miejsca po drodze. Północno-wschodnia Tajlandia była długo pod panowaniem Khmerów i usiana jest ruinami świątyń. Region Isan słynie też ze swojej, wyjątkowo pikantnej kuchni.

Wejście do khmerskiej świątyni w Phnom Rung

Drugiego dnia wieczorem docieramy do Nang Rong. Nie ma tam nic ciekawego oprócz drogi szybkiego ruchu. Jest to jednak najbliższy punkt noclegowy przy parku historycznym Phanom Rung. Wynajmujemy w hotelu motorower (300 B) i ruszamy do oddalonej o 28 km świątyni. Czy warto było tłuc się taki kawał po tajskiej prowincji? Zdecydowanie tak. Ten zbudowany na szczycie wygasłego wulkanu kompleks mógłby być ozdobą Angkoru, nie ustępując jego najwspanialszym świątyniom. Został skrupulatnie, ale nienachlanie odnowiony. Konstrukcję wzmacnia od środka betonowe rusztowanie, zrekonstruowano płaskorzeźby. Największym atutem jest jednak wspaniałe położenie. 


Spaleni od słońca (wystarczyła godzina w słońcu na motorowerze) ruszamy do Koratu. Tam okazuje się, że nie ma już bezpośrednich autobusów do Ayuthayi. Wsiadamy więc w autobus do Bangkoku ale kierowca obiecuje wyrzucić nas gdzieś w pobliżu. Miejsce przesiadki okazuje się sklepem przy autostradzie. Jedyna opcja na wydostanie się to wynajęcie tuk-tuka. Była to najbardziej szaleńcza jazda, jaką dotąd przeżyliśmy. Trudno uwierzyć, ale ten mały trójkołowiec potrafi rozpędzić się do ponad 100 km i wyprzedzać wszystko na autostradzie. Brakujące do celu 25 km pokonujemy błyskawicznie. Kierowca odstawia nas pod wskazany hotel, który okazuje się bardzo dobry. Zadowoleni z udanej podróży wychodzimy tuż przed 23 do knajpy na rogu, gdzie nawet o tej godzinie można liczyć na smakowite green curry.


Ayuthaya, pozostałości dawnej stolicy
Ostatnie przedpołudnie mija nam na spacerze po historycznym parku w dawnej stolicy – Ayuthayi. Między jeziorkami i mostkami stoją tam liczne i dość zrujnowane waty, czedi, stupy i parangi. Zwłaszcza te ostatnie są fotogeniczne, ze względu na swój fallusowaty kształt. Ze świątyń stojących nad rzeką wyróżnia się Wat Wattanaram, który niedawno widzieliśmy zalany wodą na zdjęciach tajskiej księżniczki. Po wielkiej powodzi nie ma już w mieście śladów, ale do tego jedynego watu nie można jeszcze wchodzić.

Wat Wattanaram

Tuk-tuki w Ayuthai są inne niż w Bangkoku,
a ich kierowcy znacznie przyjemniejsi
Zadowoleni wsiadamy w minibusa i po 90 minutach jesteśmy już w Bangkoku. Na lotnisku małe zaskoczenie – nigdzie nie udaje się sprzedać laotańskich Kipow, których trochę nam zostało. Tajskie banki nie skupują waluty sąsiada bo uważają, że można tam wciąż płacić w Bhatach.

To już trzecia i na razie ostatnia nasza wizyta w Tajlandii. Będziemy ją miło wspominać jako jeden z najprzyjemniejszych krajów do taniego podróżowania.

Informacje praktyczne:
Hotel w Ubon – Aree Mansion – 300 B (polecamy, klima, TV, wi-fi), jedzene – świetna wielka restauracja zaraz na rogu (polecamy kalmary w paście chili, albo muszle w sałatce – oba dania po 80 B, czyli ok. 8 zł), tasówka na dworzec – 60 B, autobus Ubon – Surin – 135 B,
Autobus Surin – Nam Rong – 70 B, Honey Inn w Nam Rong – 350 B (polecamy), wstęp do parku historycznego Phnom Rung – 100 B, autobus Nam Rong - Korat – 70B, autobus do skrzyżowania przy Ayauthayi – 195 B, tuk-tuk do miasta – 250 B, hotel PU Guesthouse – 550 B (polecamy klima, TV, lodówka), minibus do BKK – 60 B (+ dodatkowe 60 B za 2 bagaże), pociąg z centrum na lotnisko – 45 B (30 min).

2 komentarze:

  1. chciałem napisać coś mądrego, ale mogę napisać jedynie - ALE FAJNIE! ;)) jak będę kiedyś odwiedzał te miejsca to wydrukuję Twojego bloga, zepnę w skoroszyt i zobaczymy co się zmieniło oprócz cen i pewnie tego staruszka z mostu, z poprzedniego wpisu, bo do tego czasu chyba odejdzie do Krainy Wiecznych Opłat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :))) ten staruszek zbierał kaskę dla swoich ziomków, którzy nie mają nic z turystów bo nie są właścicielami hoteli ani restauracji. Działał jak Janosik i można to od biedy zrozumieć...
    Obawiam się że jeśli coś się na świecie zmienia to raczej na gorsze. Ech, czasem aż szkoda wracać w pewne miejsca...

    OdpowiedzUsuń