Dzień 134-136: Kuta, Bali (16-18 III 2012)

Kuta to nieformalna stolica Bali i symbol międzynarodowej turystycznej komercji, w zagęszczeniu niespotykanym nigdzie indziej. Od czasu mojej wizyty i zamachów bombowych w 2001 roku zmieniła się na gorsze. Drogę do plaży zagradza rozgrzebana budowa kilku luksusowych hoteli. Wieczorem na głównej ulicy Jalan Legian działa więcej, jeszcze większych dyskotek. Ulica zaludniana jest głównie przez imprezującą białą młodzież i miejscowych dilerów. Co kilka kroków pada propozycja nabycia marihuany, haszyszu, halucynogennych grzybków. Choć za posiadanie narkotyków oficjalnie grozi kara śmierci, ścigani są nieostrożni biali, a miejscowym handlarzom policja w drogę nie wchodzi.

Zagubiona w Kucie
Pogodę mamy w kratkę, kilka razy dziennie przetacza się tropikalna ulewa, a niebo jest cały czas zachmurzone. Nam to jednak nie przeszkadza. Nie przyjechaliśmy tu się kąpać, a zaleczyć rany na nogach po otarciach z wulkanicznego pyłu i ukąszeniach komarów. Mamy tu wszystko co potrzeba do szczęścia. Sympatyczny, czysty pokój z Internetem i dobre jedzenie w restauracji za rogiem. Żeby jeszcze piwo było tańsze… Nasza aktywność ogranicza się do spacerów na piękną, szeroką plażę, gdzie razem z tłumem innych czekamy na zachód słońca. Niestety z powodu chmur ani razu nie jest nam dane go oglądać. 

Magda odnaleziona
Droga do Kuty

W Indonezji podobnie jak w innych krajach próbujemy przemieszczać lokalnym transportem i nie korzystać z turystycznych minibusów.  Nie jest to łatwe zadanie. Transport publiczny jest powolny, a podróż wymaga częstych przesiadek.  Najgorzej idzie dogadywanie się z kierowcami bemo, czyli małych furgonetek pełniących funkcję transportu miejskiego i taksówek. Ich kierowcy widząc turystę zawsze kilkukrotne zawyżają cenę. 

Pomnik ofiar zamachów z 2001 roku
Droga z Prabolingo do Kuty była wyjątkowo ciężka. Najpierw na dworcu przepuściliśmy kilka autobusów czekając na jedyny z klimatyzacją. Gdy już w nim siedzimy okazuje się, że jednak nie pojedzie i trzeba się przesiąść do zwykłego. Potem jest szaleńcza jazda w deszczu, wyprzedzanie na trzeciego i na zakrętach. By było szybciej pasażerowie muszą wyskakiwać w biegu. Po drodze widzimy dwa koszmarne wypadki z udziałem ciężarówki i autobusu. Szczęście nam jednak sprzyja i wieczorem w całości docieramy do Ketapang, skąd odchodzą promy na Bali.  Nazajutrz po przeprawie łapiemy autobus do Denpasar. Mimo niewielkiej odległości jedzie prawie 4 godziny. Powodem są korki i kręte drogi. W Denpasar jest aż 5 rożnych dworców autobusowych, a każdy z nich jest położony na przeciwległym krańcu miasta. By przemieścić się na właściwy terminal (transport do Kuty odjeżdża z Tegal), konieczna jest kolejna przeprawa z kierowcami bemo. W końcu chyba ósmy zagadywany zgadza się nas zabrać na normalną cenę.

Informacje praktyczne: autobus Probolingo – Buyawangi (Ketabang) – 27 000 INR, hotel Manyar w Ketapang – 150 000 (klima, TV, śniadanie), prom na Bali – 6000 INR (45 min), autobus do Denpasar – 30 000 INR (3 godz), bemo na terminal Tegal – 5000 INR, public bemo do Kuty – 10 000 INR, hotel Anemone – 25000 INR (nowe i ładnie urządzone domki, klima, ciepła woda, wifi, mały basen).


Jedzenie w Kucie – 30 000 INR (np. stek z frytkami, krewetki masełm, kotlet z kurczaka), piwo Bintang – 25 000 INR (tak samo w sklepie i barze), miejscowy alkohol – 130 000 INR (whisky 680 l), pranie – 6 000 INR / kg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz