Dzień 77-78: Przeprawa przez granicę Kambodży: Bangkok-Aranya Prathet–Siem Reap (19-20 I 2012)

Omijamy pośredników i w tę „epicką” podróż (jak piszą w przewodniku) jedziemy na własną rękę. Najpierw SkyTrain w okolice dworca autobusowego (35B), autobus miejski (12B) i dalekobieżny do granicy (180 B). W końcu po 5 godz. zatrzymujemy się na nocleg w Aranyi (Hotel Mob - dobre  warunki - 380B).  Rano bierzemy tuk-tuka do granicy (80 B) i zaczyna się… 

Przejście to słynęło z notorycznego oszukiwania turystów.  Teraz nie jest tak źle, ale są trzy miejsca, na które trzeba uważać. 
1. "Lewy” punkt wyrabiania wiz kambodżańskich po tajskiej stronie.  Tam właśnie zawozi nas tuk-tuk. Należy ominąć gości mówiących, że tylko tu można dostać wizę. To naciągacze.  
2. Po kambodżańskiej stronie w faktycznym biurze wizowym panowie w mundurach życzą sobie odpłaty w tajskich Bhatach po nieaktualnym kursie. Cena wizy to 20$, czyli ok. 600 B, a nie 800 B jak mówią. Dodatkowo proszą o 100 B za „wklejenie zdjęcia” na wniosek wizowy.  My z uśmiechem pokazaliśmy palcem na wiszącą nad okienkiem tabliczkę z ceną i to wystarczyło by dali nam spokój. W zamian dostaliśmy jednak paszporty z tajemniczym białym znaczkiem (płacący ekstra tego nie mieli). Na wszelki wypadek zeskrobaliśmy go stojąc w kolejce po ostatecznego stemplowania – już po minięciu strefy wielkich kasyn.
3. Po szczęśliwym przejściu na stronę „właściwej” Kambodży wpada się w łapy pośredników transportowych, czyli w trzecią pułapkę na turystów.  Do przejechania jest jeszcze 160 km do Siem Reap i trzeba sobie zorganizować transport.  Należy zignorować „darmowy” autobus jadący na turystyczny dworzec. Widzieliśmy ten dworzec – znajduje się kilka kilometrów za miastem. Gdy dacie się tam wywieźć, będziecie musieli zgodzić się na drogi turystyczny autobus lub „podkręconą” taksówkę.  Tymczasem wystarczy nie dać się zagadać i po prostu przejść kilkadziesiąt metrów wzdłuż głównej ulicy.  Co chwila podchodzi jakiś niezależny taksówkarz, a cena spada wraz z odległością od przejścia. My dojechaliśmy za 1000 B (na cztery osoby).  Od kiedy powstałą nowa droga, tę 5 godzinną kiedyś trasę pokonuje się w 2 godziny.

Zadowoleni z łatwego dotarcia pod Angkor
Na przejściu spotykamy Polaków mieszkających w Chinach – Dominikę i Tobiasza.  Są kopalnią wiedzy o języku i kulturze tego kraju i bardzo zachęcają nas do jego odwiedzenia. Wspólna podroż upływa błyskawicznie.

W Kambodży w styczniu jest pełnia sezonu i hotele polecane w przewodnikach są z reguły zajęte. Tak właśnie jest tym razem. Znajdujemy jednak inne przyzwoite i tanie miejsce, obok placu budowy, która prawdopodobnie odstraszyła innych chętnych (10 $, klima, TV, ciepła woda).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz