Dzień 94-95: Sajgon (Ho Chi Min) (5-6 II 2012)


Pierwsze, co uderza w Sajgonie to ruch panujący na ulicach. Wygląda to tak jakby każdy z 6 milionów mieszkańców wsiadł właśnie na swój motor (najczęściej małą Hondę) i pojechał na przejażdżkę. Motory są wszędzie, blokują chodniki, zastawiają wejścia, zajmują każdą wolną przestrzeń. Ciężko jest być pieszym w tym zmotoryzowanym świecie. Aby przejść na drugą stronę należy powoli, ale pewnie wejść w masę poruszających się chaotycznie pojazdów. Żaden z nich się nie zatrzyma, ani nawet nie zwolni, nie - na to nie ma co liczyć. Widząc jednak pewny i desperacki ruch pieszego może minimalnie skorygować marszrutę i ominąć go o centymetry. Jeśli jednak spieszony osobnik wystraszy się, zatrzyma lub choćby na chwilę zwolni krok, motorowa masa uzna, że wygrała tę psychologiczną wojnę i przejście na drogą stronę będzie niemożliwe.  Są też skrzyżowania zaopatrzone w światła. Wtedy jest jeszcze gorzej. Odbywa się chaotyczne zawracanie i skręcanie we wszystkich kierunkach. Średnio co dziesiąty „motorzysta” jest daltonistą i jedzie naprzód mimo czerwonego, próbując wbić się w lukę w chmarze pojazdów mających pierwszeństwo. Pieszymi nikt się nie przejmuje.  

Niektórzy nie rozstają się ze swoim motorem nawet podczas
mszy w Katedrze
Do Sajgonu dojeżdżamy po 4 godzinach. Dworzec autobusowy jest jak zwykle daleko od centrum.  Jedziemy do centrum autobusem (prawie wszystkie linie kończą się w centrum przy hali targowej). Stamtąd już tylko kilkaset metrów do Pham Ngu Lao – dzielnicy turystycznej.  Tanich hoteli są dołowienie setki. Wybrzydzamy i odrzucamy najpierw te z najmniejszymi pokojami za 10$ (choć są w miarę czyste, mają klimatyzację i łazienki), potem te z wolnymi pokojami powyżej 3 piętra bez windy, następnie te bez stołu i krzesła (bo wieczorami chcemy uzupełnić relację). Internet nie jest kryterium – wszędzie jest darmowe wi fi. W końcu już nieco zmęczeni lądujemy w HaVi Hotel (17$, trochę drożej, ale wreszcie mamy tu wszystko, co chcieliśmy).

W Sajgonie spędzamy trzy noce i dwa dni. Wrażenie ogólne - bardzo pozytywne. Jest sporo zieleni, dość zadbanych, pełnych ludzi parków. Miasto ma jakiś sens, przejrzysty układ ulic, place, skwery, co jest raczej wyjątkiem w Azji. Stare budynki są ładnie odrestaurowane.

Dawny Pałac Prezydencki - zachowany w stanie z 1975 roku, kiedy północny Wietnam zdobył Sajgon 
Panorama miasta z Pałacu
Wejście do centrum dowodzenia pod Pałacem
Tu zupkę pho jadł B.Clinton

Uliczny stragan
 Zwiedzamy muzeum Pozostałości Wojny z szokującą ekspozycją, dokumentującą m.in. ofiary amerykańskiej broni biologicznej, masakry ludności cywilnej, cele tortur dla więźniów. Jest tu bardzo interesująca wystawa pt. Requiem – zdjęcia stu kilkudziesięciu fotoreporterów, którzy zginęli w czasie wojny.  Jesteśmy zupełnie pochłonięci wystawą, gdy nagle obsługa zaczyna coś pokrzykiwać i gasi światło. Wybiła piąta – obsługa musi iść do domu.  W zupełnych ciemnościach, zdezorientowani wychodzimy na dziedziniec pełny zdobycznych amerykańskich samolotów i powoli wracamy do rzeczywistości.


Ofiary "Agent Orange"

W Sajgonie kupujemy tzw. Open Ticket na dalszą podróż po Wietnamie. Za 42$ mamy przejechać sypialnymi autobusami 2000 km na północ, aż do Hanoi.  Podróż można rozbić na 5 etapów, a w każdym miejscu można zatrzymać się na dowolną ilość czasu. Z wielu ofert wybieramy ofertę firmy Phuong Nam bo widzimy jej nowe sypialne autobusy. I faktycznie tak było na 3 z 5 odcinków. Na jednym, krótkim odcinku podstawili autobus ze zwykłymi ciasnymi fotelami, a na jednym był sypialny, ale innej firmy i dość brudny. Regułą były też spóźnienia – od 1 do 5 godzin na ostatniej 800 km odcinku do Hanoi. W sumie nie było jednak tak źle – możliwość spania w autobusie to wielka wygoda. 



Informacje praktyczne: śniadanie – gorąca bagietka z jajecznicą z dwóch jaj i warzywami na ulicy – 15 000 D (wspaniała rzecz!), zupa w Pho 2000 – 50 000 D, butelka piwa Sajgon w knajpce na ulicy turystycznej – od 10 000 do 15 000 D, Pałac Prezydencki – 30 000 D, posiłek jungle curry – 48 000 D, Muzeum Pozostałości Wojny – 15 000 D, Teatr kukiełek na wodzie – 120 000 D, autobus miejski – 4000 D, 1 $ = 21 000 D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz