Dzień 79: Angkor Wat (21 I 2012)

Poprzedniego dnia znajdujemy na ulicy wyjątkowo przestronnego tuk-tuka i z jego właścicielem umawiamy się na całodniowy objazd świątyń (cena 20$ na 4 osoby). Rano kupujemy po jednodniowym bilecie (za 20$) i zaczynamy zwiedzanie po małej pętli z przyległościami (ok. 10 świątyń).

Wszędzie tłumy turystów, szczególnie dużo jest zorganizowanych grup z Azji. Praktycznie nie jest możliwe wykonanie zdjęcia bez przynajmniej jednego Chińczyka w tle :) 
Moje wspomnienia sprzed 10 lat są lepsze. Po wielu świątyniach chodziłem sam, a w użyciu było znacznie mniej „czerwonej taśmy” – ograniczeń, zakazów i kontroli. Nam np. nie udało się wejść na świątynię, z której tradycyjnie oglądało się zachód słońca. Obsługa wpuszcza do tam do 17.30 i tylko pierwszych 300 osób.
Angkor Thom, czyli brama wjazdowa do miasta i nasz środek transportu

Ta Prohm - kiedyś prawie pochłonięta przez dżunglę, teraz dla turystów
zbudowano tu ładny podest do zdjęć
Znudzone Apsary

Długa kolejka na górny taras Angkor Watu.
Panie w szortach, krótkich spódnicach i z odsłoniętymi ramionami nie są wpuszczane.
Chusty i sarongi nie pomagają. Panowie natomiast wchodzą jak chcą.
Oczywiście miejsce robi wielkie wrażenie i chodzenie po świątyniach - szczególnie po mniej zadeptanych miejscach - to wciąż niezapomniane przeżycie.  Skomercjalizowany Angkor i turystyczna enklawa - Siem Reap nie są na szczęście reprezentatywne dla całej Kambodży. Trzeba go zobaczyć, ale trzeba też jechać w inne miejsca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz