Dzień 80-82: Battambang (22 – 24 I 2012)

Wstajemy o 5.30 by zdążyć na łódź, którą mamy płynąć do Battambang (bilet 20$). Rejs ma trwać teoretycznie 6 godzin, ale w praktyce wszystko zależy od stanu wód (my płynęliśmy 9,5!). Łódź poza twardymi, drewnianymi ławkami nie oferuje żadnych luksusów. Jesteśmy na to przygotowani - mamy ze sobą alufolie, które mają zapewnić amortyzację :) oraz zapas prowiantu i wody.
Płyniemy wąskimi kanałami przez lasy namorzynowe, jeziora i meandry rzeki. Mijamy wioski, w których domy zbudowane są na palach lub pływają na bambusowych tratwach. Łódka często przystaje i podrzuca mieszkańców i ich liczne pakunki. Między większymi, „zamożniejszymi” osadami mijamy mniejsze osiedla – prawdziwe skupiska nędzy. Ludzie żyją na przybrzeżnych błotach, w łodziach i chałupach skleconych z patyków i foli. Rejs z początku bardzo ciekawy, po kilku godzinach staje się męczący i dołujący, także ze względu na wielkie ilości śmieci na brzegach.  

Wioska na wodzie w okolicach Battambang
Po dotarciu na miejsce rzuca się na nas gromada naganiaczy hotelowych. Korzystamy z bezpłatnej podwózki do miasta i lądujemy w przyzwoitym hotelu (Chhaja 10$, Klima, TV, lodówka).
Battambang to małe, senne miasto. Po godz. 22 prawie wszystko, oprócz trzech turystycznych knajp jest już zamknięte. Ma to jednak swój urok, w mieście jest ładny nadrzeczny bulwar i kilka eleganckich profrancuskich budynków.  W okolicy znajduje się też kilka wartych odwiedzenia khmerskich świątyń. 
Nazajutrz za 15$ bierzemy motoriksze na cały dzień i jedziemy zwiedzać okolicę. Najpierw wzgórze z kilkoma odbudowanymi świątyniami i Jaskinią Śmierci.  To przygnębiające miejsce – duża grota, do której Czerwoni Khmerzy wrzucali przez otwór w sklepieniu ciała mordowanych.  Teraz jest tu mała świątynia buddyjska i stupa wypełniona czaszkami.  Następnie odwiedzamy Wat Banan – pięknie położoną na wzgórzu świątynię przypominającą Angkor Wat.

Wat Banan został zbudowany w tym samym czasie co Angkor (XII w.)
Bambusowy pociąg zapewnia codzienny lokalny transport dla mieszkańców
okolicznych wiosek
Na koniec atrakcja, dzięki której Battambang stało się sławne - bambusowy „pociąg”. Jest to właściwie lekka platforma stawiana na szynach i napędzana małym motorkiem. Zazwyczaj wozi mieszkańców wiosek na targ. Ponieważ jest tylko jeden tor, aby przepuścić „pociąg” jadący z przeciwka, konstrukcję należy zdemontować. Cała operacja łączne z powtórnym montażem zajmuje ok. 1 minuty.  Pociąg oczywiście nie ma świateł, więc aby wieczorem nie doszło do czołowego zderzenia „maszynista” daje sygnały zapalniczką. Przejażdżka to wielka frajda. Platforma co chwila podskakuje, a ponieważ siedzi się bardzo nisko, to prędkość wydaje się wręcz samobójcza. Koszt półgodzinnej przejażdżki (do wioski i z powrotem, łącznie 14 km) to 10$ za całą platformę, choć próbują kasować po 5$ od osoby.

Motorniczy bambusowego pociągu
W Battambang zostajemy dodatkowy dzień. Przeznaczamy go na odpoczynek od podróży. Leżymy długo w łóżku, oglądamy w telewizji Avatara, idziemy na mały spacer. Chcemy dla odmiany trochę się ponudzić, by nabrać ochoty na nowe wrażenia.

Po przyjeździe "pociągu" dzieci oprowadzają nas po swojej wiosce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz