Dzień 1: Zima w Ammanie


Przylatujemy o 3:20,szybko wyrabiamy na lotnisku wizy (20 JOD) i na spółkę z poznanym Polakiem bierzemy taksówkę do Hotelu Farah w Śródmieściu (19 JOD). Pogoda gorsza niż w Warszawie, 4 stopnie i pada deszcz. O 4.10 słyszymy pierwszy zaśpiew muezzina. W pokoju strasznie zimno, nastawiamy klimatyzację na 30 stopni, ale i tak Magda marznie pod trzema kocami.

Miasto przypomina betonowy slums rozłożony na 7 wzgórzach. Wspinamy się na najwyższe z nich Jebel Al Quala, gdzie znajdują się ruiny z czasów rzymskich. Plenery te są nam znane z jordańskiego filmu "Kapitan Abu-Raed" (polecamy!). Potem spacer po mieście, które z bliska nieco zyskuje, pełne jest wąskich uliczek, schodków, rzymskich ruin.

Na koniec typowy arabski lunch, czyli hummus (biaława maź z ciecierzycy), fasola, falafele i warzywa luzem (pomidor, cebula oraz mięta, którą należy wrzucić do mocnej słodkiej herbaty). Wszystko smakuje tak samo, a sam lokal wygląda jak brudny garaż. Jednak miejsce to zostało opisane w Lonely Planet więc jest pełne szukających autentyzmu turystów (do których też się zaliczamy). Koszt tej uczty to 1.5 JOD od osoby czyli ok 6 zł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz