Dzień 13: Palmyra - pułapka na turystów?




Poruszanie się po Syrii jest bardzo łatwe i tanie. Drogi są nadspodziewanie dobre, zazwyczaj dwujezdniowe autostrady. Wygodne, klimatyzowane autobusy kursują często na głównych trasach. W 4,5 godziny za równowartość 13 zł pokonaliśmy kilkaset kilometrów z Aleppo do Palmyry.

Jesteśmy w oazie na środku pustyni, w miasteczku, które wyrosło wokół ruin jako pułapka na turystów. Główna ulica składa się z samych hotelików i turystycznych restauracji, oferujących „oryginalne” beduińskie potrawy za europejskie ceny. (Np. mansaf to zwykły kurczak z ryżem, ale skromna porcja kosztuje 300 SL 18 zł, jak na Syrię sporo; wodniste lokalne piwo – 150 SL). Każdy w dodatku powtarza tu co chwila słowo „hospitality”, nawiązując do tradycyjnej gościnności ludzi pustyni.

Co krok atakuje nas jakiś naganiacz, zaczynający od niewinnej pogawędki: „Skąd jesteście, witamy w Syrii, zapraszam do mojego sklepu, restauracji, hotelu itp.” Prawie każdy z nich zna słowa po polsku, co chyba jest efektem tego, że pracują tu polscy archeolodzy.

Turystyczność tego miejsca ma również zalety. Oglądamy kilka pustawych hotelików, nieco wybrzydzając i kręcąc nosem, na co właściciele obniżają ceny.

Informacje praktyczne: hotel Bal (dwójka, śniadanie, łazienka, TV, klima): 1000 SL.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz